Był słoneczny ranek. Od wojny z Morghartem minęło już 13 lat. Halt przemykał niezauważenie po zamku, obserwując co się dzieje. W sumie był to zwyczajny dzień. Kadeci Szkoły rycerskiej mieli swoje lekcje i ćwiczenia, czeladnicy kucharscy szykowali kolację, uczniowie lady Pauline i mistrza skrybów przygotowywali jakiś dokument. Jedynie wychowankowie sierocińca mieli dziś wolne. Halt zauważył, że jeden drobny chłopiec wybiega z przytułku, a za nim biegnie następny. Zwiadowca przyjrzał się uciekającemu i uśmiechnął się widzą Will'a. Czasami przyglądał się temu chłopcu. Will był niższy i drobniejszy od rówieśników ale za to sprytniejszy i sprawniejszy. Teraz wręcz wbiegał na drzewo, a jego muskularny kolega mu wygrażał.
W tym momencie uwagę Halta przyciągnął zapach, dobiegający z zamkowej kuchni. Mistrz Chubb właśnie wystawił ciastka na parapet, żeby ostygły. Cierpliwie przeczekał w jednej komnat z wierzy aż kucharz przejdzie schodami.
Wspinając się do kuchni po schodach, spojrzał na drzewo, na którym wcześniej widział Willa, ale już go tam nie było. Wzruszył ramionami i ruszył w swoim kierunku. Chwilę później był już w kuchni.
Stanął w rogu na przeciwko okna z ciastkami. Obserwował otoczenie, miał dziwne przeczucie, że zaraz wydarzy się coś ciekawego.
I rzeczywiście, nie musiał długo czekać. Nagle na parapecie pojawiła się jedna ręka, potem druga. Za nimi wychynęła cała głowa, otoczona burzą brązowych włosów. Oto wychowanek przytułku barona Aralda rozejrzał się uważnie po kuchni i nie widząc nikogo, usiadł na parapecie, wsypał ciastka do torby przewieszonej przez ramię i zaczął schodzić w dół, tą samą drogą, którą dostał się na górę. Zaintrygowany zwiadowca podszedł chwilę później do parapetu i wyjrzał na zewnątrz. Chłopiec, jak gdyby nigdy nic, schodził na dół po murze. Zachowywał się całkowicie naturalnie.
Kilka godzin później Halt wychodził z wieży administracyjnej, po długiej rozmowie z baronem. Nagle jego uwagę przykuły głosy, dochodzące zza budynku, w którym mieścił się przytułek. Poszedł w tamtym kierunku. Zobaczył mistrza Chubba, pytającego się Willa o to, kto wziął ciastka z parapetu. Chłopiec milczał. Nagle drewniana chochla wylądowała z głośnym trzaskiem na jego głowie. 13-latek mruknął coś pod nosem.
-Powiedz to głośniej- rzekł rozkazującym tonem kuchmistrz.
-To ja wziąłem te ciastka.
Wieczorem przy kominku Halt pisał raport. Po nim wyjął kolejną pustą kartkę i naskrobał parę słów. Te kilka słów, które na świat wyszły dwa lata później.