Było późno. Halt siedział w swojej chatce i przeglądał listy. Ogień tańczył po suchym drewnie. W pewnym momencie zwiadowca rzucił wiadomość którą czytał. Nie potrafił się skupić. Od bitwy z Morghartem minęły już 3 tygodnie. Odkąd widział śmierć Dawida i jego żony, odkąd oddał małego Willa do przytułku... a on wciąż wspominał brązowe oczy dziecka. Zastanawiał się cały czas, co stanie się z chłopcem, gdy ukończy piętnaście lat. Nie potrafił wyzbyć się myśli, że ich ścieżki8 jeszcze się połączą.
W pewnym momencie usłyszał kroki na ganku. Chwilę później ktoś zastukał do drzwi.
-Wejść- powiedział spokojnie. Domyślał się kim będzie nawiedzający.
-Halt, witaj. Gdzieś ty wsiąkł po bitwie?
-Crowley, dobrze cię widzieć.- odrzekł niski mężczyzna wstając z fotela.- Wejdź usiądź. Napijesz się czegoś?
-Z przyjemnością.
Halt zakrzątnął się w kuchni, przygotowując kawę. W między czasie myślał, jak wytłumaczyć swojemu druhowi zaistniałą sytuację. Przecież nie jego obowiązkiem było zajęcie się dzieckiem, lecz barona danego lenna. A jednak on złamał tą zasadę. Podjął decyzję. Dla dziecka to było ryzykowne, mogło zniszczyć całą jego przyszłość. Westchnął podchodząc do stolika.
-Musiałem spłacić dług wdzięczności.-odpowiedział wymijająco.
-Co oznacza przetransportowanie niemowlęcia do twojego lenna? Bez zgody? W ogóle po co przebierałeś się za żołnierza oraz tam jechałeś?
-Ojciec tego dziecka uratował mi życie. Gdy umierał poprosił mnie o ochronę dla dziecka oraz jego matki. Rabusie, z którymi mieszkał, wyprzedzili mnie. Matka dziecka poświęciła się, żeby mi pomóc... nie doceniłem tych bandziorów. Została zabita. Jej ostatnią prośbą było, żeby jej dziecko było bezpieczne. Dopiero się przeprowadzili, nie znali sąsiadów. Dzieciak nie miał by życia. Musiałem się nim zająć. Mój tryb życia nie pozwala mi na zajmowanie się dzieckiem, poza tym gdyby ludzie wiedzieli, że jest jakoś ze mną powiązany nie zaakceptowali by go. Oddanie go do sierocińca było najlepszym wyjściem.
Po tych słowach zapadła chwila milczenia. Dowódca Korpusu przetrawiał słowa. Spojrzał na towarzysza broni, skinął mu głową. Dopił kawę i wyszedł w mrok. Chwilę później ucichł tętent kopyt.
Kilka lat później Halt jechał porozmawiać z baronem. Podjeżdżając pod wieżę poczuł, że jest obserwowany. Na palcu oczywiści nikogo nie było, lecz zwiadowca od ruchowo spojrzał na samotną wierzbę. Na jej szczycie zobaczył Willa. Gdyby nie lata ćwiczeń, nawet by go nie dostrzegł. Westchnął i ruszył w swoją stronę.
W drodze powrotnej zajrzał do kuchni. Chwilę wcześniej opuścił ją mistrz Chubb, pozostawiając na parapecie ciasteczka. Halt stał pod ścianą. Miał ochotę na jedno, lecz czekał, aż ostygną. W momencie kiedy miał podejść do parapetu, pojawiła się na nim czyjaś dłoń, a za nią druga. Chwilę później ukazała się twarz 13-letniego chłopca z rudą czupryną na głowie. Will rozejrzał się po kuchni i nie dostrzegłszy nikogo wrzucił ciastka do kieszeni, po czym wrócił na dół drogą, którą przyszedł do góry- po ścianie wieży. Halt postanowił go śledzić. Zbiegł po schodach, na dole zobaczył że nastolatek też już kończy swoją drogę. Podopieczny barona zaczął przemieszczać się w kierunku wierzby, lecz w tym momencie zza ściany wychyną władca kuchni na zamku Redmont. Zadał chłopcu pytanie: Co robił u góry? Młodzieniaszek chwilę się wahał, po czym powiedział:
-Wziąłem ciastka.- oddał je kuchmistrzowi. Mężczyzna uderzył go chochlą w głowę i odesłał to internatu.
"Jeszcze będzie z niego zwiadowca" pomyślał Halt i wrócił do swojej chatki.
Taka krótka historyjka ;)
Co o niej sądzicie?